Nazywam się Magda Ciach-Baklarz, ale mówmy sobie po imieniu. Z wykształcenia biolog morza, z doświadczenia project manager od zadań specjalnych i team leader zespołów niemożliwych. W wolnym czasie uprawia podróże żeglarsko - enokulinarne do Włoch, które są lekiem na całe zło. Włochy pokochałam od pierwszego spotkania w 1998 roku. Zamieszkałam na pół roku z włoską rodziną, ucząc się języka, kuchni i ich zwyczajów. To doświadczenie wpłynęło na całe moje życie. Pozytywnie!
„Dolce vita” to włoskie podróże dla zmysłów i wyobraźni: budzące do życia espresso, rozpalające zmysły jedzenie, inspirujące rozmowy, intrygujące podróże. Slow life w rzeczywistości pędzącego świata. A jeśli ta podróż wszystko zmieni?
Czas schować się w cieniu. Jest tu taki bar z widokiem, zamawiam lampkę schłodzonego białego wina i biorę głęboki oddech i uśmiecham się szeroko. To samo serce najpiękniejszej doliny Toskanii, Val d’Orcia. Zdaje się, że barman zauważył moje rozluźnienie, bo też uśmiechnął się szeroko. No i cykady, znowu zaczęły koncertować. Jest mi błogo i słodko. Takie jest moje dolce vita.
To istne szaleństwo, można się zgubić i nie odnaleźć w labiryncie średniowiecznych uliczek podzamcza w Dolceaqua. Człowiek myśli sobie, skąd to „dolce” w nazwie miasta i nagle się orientuje, że po raz trzeci mija tego samego mężczyznę siedzącego na ławce. Ciarki przechodzą po plecach. Mężczyzna orientuje, że coś jest nie tak, więc zerka na nas i zdziwionym wzrokiem wskazuje namalowane strzałki tuż pod naszymi stopami. Strzałki, wystarczy iść w kierunku, który wskazują. Nagle „dolce” zaczyna być faktycznie słodkie.
Wychodzimy na plac pełen ludzi, jest ciepły wieczór, pan z białym pieskiem na rękach kłania się i mówi „buonasera”. Restauracyjne ogródki pękają w szwach, panuje wspaniała atmosfera, wręcz pachnie słodko, wtem oko dostrzega młodą dziewczynę, które usiłuje centymetr po centymetrze wyjechać małym samochodem z uliczki, zastawiona, zapewne tylko na chwilę, porzuconym autem. Nie jest jednak w tych zmaganiach sama, pomagają jej panie licznie zgromadzone na 3 balkonach i w dwóch oknach, kilku mężczyzn udzielających porad i machających zgrabnie rękami, pół ogródka restauracji po sąsiedzku i gapie ustawieni rządkiem wzdłuż ulicy. Przyłączamy się i my. Gdy w końcu się udaje, wszyscy biją głośne brawo dziewczynie, a ta zarumieniona szybko odjeżdża. La vita è bella! Życie jest piękne!
Dasz radę pokonać tych 498 schodów? Takim pytaniem każdego można zbić z tropu, czasami po prostu lepiej nie wiedzieć, tylko iść przed siebie, aż dojdzie się do celu. Torre Asinelli czyli wieża Asinellich, jest naprawdę wysoka - 97,20 m! Za to widok, jaki się z niej rozpościera na całe miasto jest wielką nagrodą dla każdego, kto podejmie ten trud wspięcia się na górę. Tuż obok Torre Asinelli jest druga, Torre Garisenda, która przy swojej rosłej sąsiadce zdaje się być niewielka, zaledwie 48 m wysokości. Obie jednak stanowią wspaniały duet, „dwie wieże” (Due Torri) i są symbolem miasta. O mieście mówi się, że jest rossa, grassa i dotta - czerwona, tłusta i uczona.
To pierwsze widać na pierwszy rzut oka, zbudowano ją z czerwonej cegły, to drugie odnosi się do tutejszej kuchni, najlepszej w całych Włoszech, a trzecie dzięki najstarszemu uniwersytetowi na świecie. Po tej dawce emocji trzeba czym prędzej udać się w kierunku starej dzielnicy handlowej, Quadrilatero i oddać się bez reszty aromatom lokalnych smakowitości. Nie wiem tylko, czy lepiej zdać się na węch czy wzrok, ale i tak wszystko jest tu znakomitej jakości, wszystko jest świeże i pyszne. Następnie trzeba tak chwilę sobie posiedzieć, odpocząć, ochłonąć i nabrać dystansu. Choć miasto tętni życiem, można mieć wrażenie, że się siedzi w kinie, a obraz rzeczywistości tylko miga nam przed oczami. Jest nam błogo na żołądku i na umyśle, celebrujemy więc chwilę tu, w cieniu portyku. Co za miasto! Nie się stąd ruszać. Czy to jest właśnie dolce vita?
Silvia to zachwycająca adepta Akademii Sztuk Pięknych w Palermo. Pochodzi z małej wyspy Ustica, położonej 60 km od stolicy Sycylii. Wyspa powstała w wyniku erupcji wulkanicznej, lawa zastygła i przybrała kształt żółwia, a z czasem dała życie. Ziemia daje tu wspaniałe plony, wyjątkowe jest także tutejsze morze, które stanowi rezerwat morski. Wychowując się w takim miejscu nie można nie mieć wrażliwości na piękno przyrody i jednocześnie nie darzyć jej ogromnym szacunkiem. Silvia uwielbia swoją wyspę, ma tu ulubione zatoczki, cyple, miejsca, w których wzdycha lub popłakuje. Od dziecka ćwiczyła nurkowanie za wstrzymanym oddechu i rozmawiała ze słońcem, kiedy to chowało się za taflę morza. To było istne dolce vita! Dziś śmieje z tych pogadanek, ale to właśnie słońcu powierzała wszystkie swoje tajemnice.
Kiedy dorastała, talent malarski przelewała już nie tylko na papier, płótno czy ceramikę w zakładzie swojej mamy, marzyła, by dołączyć do miejscowych artystów i jak oni, malować na budynkach murale. Jej mural koniecznie powinien przedstawiać to, co ma przed oczami od dzieciństwa, kiedy niefortunnie odpłynęła za daleko i prąd morski porwał ją ku wysokiej skale, oddalonej daleko od brzegu.Wiedziała, że ma dużo szczęścia, bo mogła bezpiecznie czekać na ratunek, nie miała bowiem szans na powrót o własnych siłach do brzegu. Zanim jednak dopłynęła do skały, fala wcisnęła ją głębiej pod wodę, gdzie nagle znalazła się w samym środku ławicy barakud. Oko w oko z setkami wielkich jak ona sama, drapieżnych ryb. Silvia pamięta to spotkanie jak dziś, barakudy otaczały ją z każdej strony, trwały tak, w zawieszeniu, bez jakiegokolwiek ruchu. Wydawało się, że mijają wieki, nie czuła strachu, nie czuła nawet, że kończy jej się powietrze w płucach. Wtedy, jak na komendę, barrakudy zniknęły. One nie odpłynęły, one zniknęły. Tak to zapamiętała. Co roku, latem, kilku studentów Akademii Sztuk Pięknych w Palermo, przypływa na wyspę i tworzy nowe murale. Każdy mural to jakaś historia. Czy jest wśród nich także ta?
Jak się macie? Paolo, co u Elizabethy? Wciąż taka piękna i zgrabna jak w podstawówce?
Lubię Vieste za urok, magię i smaki, za piękne klify, groty i uskoki skalne. Za plaże, nie można ich tutaj nie kochać i ten suchy, gorący wiatr sirocco, który obsypuje samochody piaskiem z Afryki. Vieste jest świetne dla ludzi młodych, rządnych adrenaliny, mogą tu uprawiać skoki do wody i wszystko to, w czym wiatr jest sprzymierzeńcem. Spokojniejsi duchem znajdą piękne uliczki i klimatyczne restauracyjki. Tu każdy odnajdzie swoje dolce vita, czuje się to w powietrzu, w zapachu morza, widzi w tych domkach zawieszonych nad morzem. Nie mam wątpliwości.
Cinque Terre to cud natury i piękno ludzkich możliwości. Kolorowe domki są upchnięte na skałach, a w dole szaleje morze, które podrzuca jak chce, malutkie niczym zabawki, rybackie łodzie. Każdy centymetr tej ziemi jest skrupulatnie wykorzystany. Mieszkańcy hodują winorośl, od wieków budując na zboczach kolejne tarasy. To ciężka, wymagająca cierpliwości praca, ale Liguryjczycy są przecież uparci. Gdyby nie byli, nie mieszkaliby tutaj, w jednej z najpiękniejszej części Italii, pełnej wyzwań i trudów na co dzień. Manarola jest jednym z pięciu miasteczek Cinque Terre, bajecznie kolorowych, nierozerwalnie z morzem związanych. Zachwycamy się nimi natychmiast, trudno niektórym w ich istnienie uwierzyć. Nie idzie na marne ten trud Liguryjczyków, każdy kto tu przyjeżdża, czuje się jak w bajce. Każdy, absolutnie każdy poczuje tu ducha dolce vita.
Poznaj wszystkie lekcje